RODO według Google
Niejasne interpretacje i widmo potencjalnych kar za naruszenie przepisów RODO powodują, że firmy podejmują drastyczne decyzje, opierając się na swoich interpretacjach nadchodzących przepisów. Jeżeli decyzje podejmuje gigant pokroju Google, to takie decyzje mogą mieć ogromny wpływ na wszystkich, którzy opierają swój biznes na ich narzędziach i rozwiązaniach. Truizmem jest stwierdzenie, że wydawcy w Polsce, którzy sprzedają powierzchnię w modelu programmatic są od Adexa uzależnieni. W mniejszym stopniu, ale podobne uzależnienie dotyka też wydawców na innych rynkach.
W marcu, czyli tylko dwa miesiące przed wejściem w życie przepisów RODO, Google ogłosiło, że będzie wymagało od wydawców zbierania zgód marketingowych (których Google ma być “wpsółkontrolerem”, cokolwiek ma to znaczyć, określenie celu jako “collection, sharing, and use of personal data for personalisation of ads or other services” nie jest jednoznaczne). Nie jest jasne jak ten proces ma funkcjonować, jak fizycznie wydawcy mają te zgody zebrać i przekazać ani jak Google będzie współkontrolowało te dane. Oznacza to też, że wydawcy są zmuszeni do zbierania zgód zamiast opierania się na uzasadnionym interesie.
Natomiast wiadomo, że bez zobowiązania się do przestrzegania zasad ogłoszonych przez Google wydawcy nie będą mogli korzystać z jego narzędzi. Jednocześnie ma być udostępniona wersja adservera nie wymagająca zgód (czyli prawdopodobnie umożliwi kierowanie reklam tylko kontekstowo), ale jest początek maja – i konkretów nie ma.
Międzynarodowe grupy wydawców wystosowała list do CEO Google, w którym zwracają uwagę, że prezentowane przez Google podejście (presja czasu, niejasne zasady, przenoszenie odpowiedzialności na wydawców oraz chęć kontrolowania danych użytkowników) są niedopuszczalne i są przejawem wykorzystywania monopolistycznej pozycji (treść listu można znaleźć tutaj).
Niestety, realnie patrząc na sytuację, szanse na istotną zmianę stanowiska Google, zwłaszcza na 3 tygodnie przed terminem wejścia RODO, są minimalne.